— Spędziłam tu noc.
— Ach, tak — podejrzliwie mruknął Sep. — Prawdopodobnie sypia pani twardo i niedawno się zbudziła?
Maja potwierdziła, domyślając się, że Sepowi byłoby nieprzyjemnie, gdyby się dowiedział, że słyszała jego rozmowę z Iffi, a nie chciała go bardziej jeszcze martwić.
Sep biegał tam i nazad, próbując spojrzeć do. góry. — Proszę zaczekać — rzekł — gdy wejdę na to źdźbło trawy, to panią zobaczę, a pani będzie mi też mogła spojrzeć w oczy. Myślę, że to pani sprawi przyjemność.
— Tak — odparła Maja — będzie mi bardzo przyjemnie.
Sep znalazł odpowiednią drabinkę, a była nią łodyżka jaskru. Pod ciężarem chrabąszcza, kwiat przechylił się nieco, a wtedy Maja zobaczyła Sępa, stającego na tylnych nóżkach i zadzierającego głowę do góry, by ją ujrzeć. Powiedziała sobie, że nowy znajomy ma twarz wcale miłą, jakkolwiek nie był już pierwszej młodości i policzki miał trochę zbyt pełne. Złożył jej ukłon, od czego cały kwiat się zakołysał i przedstawił się:
— Sep, z rodziny chrabąszczy czerwczyków.
Mała Maja uśmiechnęła się potajemnie, wiedząc dobrze, że Sep nie jest czerwczykiem, lecz żuczkiem; nie chcąc go jednak dotknąć, udała, że przyjmuje to za dobrą monetę.
— Jakoś sobie pan nic nie robi z deszczu? spytała Maja.
— Ach nie; jestem do tego przyzwyczajony, bo na róże często pada deszcz.
Maja pomyślała: muszę go jednak trochę ukarać za jego bezwstydne kłamstwa. Taki próżny osobnik!
Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/39
Ta strona została przepisana.