— Panie Sep — rzekła, uśmiechając się dyskretnie — co to za dziura znajduje się pod tym liściem?
Sep drgnął.
— Dziura? spytał. — O jakiej dziurze pani mówi? Przecież tu dużo dziur, więc i ta będzie zapewne jak każda inna. Niema pani pojęcia, ile tu dziur wokoło.
Ale skutkiem przerażenia, które starał się ukryć, zdarzyło mu się coś okropnego. Oto usiłując się okazać całkiem swobodnym i obojętnym, stracił raptownie równowagę i przewrócił się jak długi. Maja usłyszawszy jego rozpaczliwy krzyk, przechyliła się i zobaczyła biedaka leżącego na grzbiecie i bezsilnie trzepotającego w powietrzu nóżkami i rączkami.
— Biada mi! krzyczał. — Nie potrafię się już dźwignąć. Koniec mego życia. Na całym świecie niemasz stworzenia równie nieszczęśliwego.
Jęczał i wyrzekał tak głośno, że nie mógł słyszeć pocieszających słów Maji. Ze wszech sił próbował przytem nóżkami dosięgnąć ziemi, ale ilekroć mu się zdawało, że dość silnie uczepił się już grudek ziemi, drobne kuleczki usuwały mu się z pod stóp i znów się przewracał na swój krągły grzbiet. Przedstawiał istotnie widok godny pożałowania i mała Maja uczula o niego szczery lęk, zwłaszcza że twarz mu okropnie pobladła, a krzyki jego brzmiały rozpaczliwie.
— Nie wytrzymam już dłużej w tej pozycji — jęknął. — Proszę na mnie nie patrzeć i nie męczyć umierającego swem natrętnem spojrzeniem. Ach, gdybym przynajmniej mógł dosięgnąć jednego ździebełka trawy lub łodyżki jaskru. Bo któż zdoła się oprzeć o powietrze? Nikt na świecie.
Serce Maji zadrżało litością.
Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/40
Ta strona została przepisana.