Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/53

Ta strona została przepisana.

— Wcale nie — odparła Maja. — Bardzo się cieszę, że panią poznałam.
— Wierzę — odrzekła Puk, usiłując sobie oderwać głowę.
— Na Boga! wykrzyknęła Maja — proszę się nie porywać na swoje życie!
— To musi być, pani się na tem nie rozumie — spokojnie odparła Puk, nogami przesuwając, po skrzydełkach, aż się w tył wygięły. — Jestem zresztą muchą pokojową — dodała z pewną dumą — i tylko chwilowo bawię tu na świeżem powietrzu.
— Jak doskonale się składa! zawołała Maja uszczęśliwiona. — Niewątpliwie zna pani człowieka?
— Och. tego znam jak własną kieszeń! lekceważąco odparła Puk. — Codziennie przecież na nim siedzę. Czyż pani o tem nie wiedziała? Wy pszczoły jesteście wszak takie mądre, a przynajmniej za takie się uważacie.
— Nazywam się Maja — trochę nieśmiało odrzekła pszczółka. Nie mogła pojąć, skąd inne owady czerpią poczucie swej godności, pewność siebie, a często nawet zuchwałość.
— Dobrze już. dobrze — odparła Puk. — Może się pani nazywać, jak się jej żywnie podoba, ale głupią jesteś niewątpliwie.
Puk siedziała jak armata, z której mają właśnie wystrzelić, z podniesioną do góry głową i piersią, gdy dolna część ciała dotykała liścia. Nagle się skuliła, robiąc wrażenie, że wcale niema nóg.
— Trzeba być ostrożną — rzekła — to najważniejsza.
Ale obelga doznana od muchy wezbrała nagle w Maji gniewnem oburzeniem. Bez namysłu, nie zdając sobie