sprawy, co uczynić zamierza, błyskawicznie rzuciła się na muchę, pochwyciła ją za kołnierz i przytrzymała.
— Ja panią nauczę, że wobec pszczoły należy się zachowywać uprzejmie — zawołała.
Puk zaczęła krzyczeć przeraźliwie.
— Proszę nie kłuć — wołała — to jest jedyną rzeczą jaką pani umie, ale szkodzi zdrowiu innych. Proszę możliwie najdalej cofnąć swój tułów, bo w nim jest żądło. I proszę mnie puścić, jeśli pani może, a uczynię wszystko, czego tylko zażąda. Czy pani nie rozumie żartu? Wszak wszyscy o tem wiedzą, że wy, pszczoły, jesteście wśród owadów najbardziej poważane, najpotężniejsze i najliczniejsze. Tylko nie zabijać, bardzo proszę, bo tego już odrobić nie można. Wielki Boże, że się też nikt nie zna na moich żartach!
— Dobrze — rzekła Maja, nie bez pewnej pogardy — daruję pani życie, ale pod warunkiem, że powiesz mi wszystko, co ci tylko wiadomo o człowieku.
— Chętnie — odrzekła Puk — i bez tego miałam zamiar to uczynić. Ale proszę mnie teraz puścić.
Maja to uczyniła. Nagle zobojętniała i nie zależało
jej już na opowiadaniu muchy, straciła bowiem dla niej wszelki szcunek i zaufanie. Jakąż wartość mogą mieć dla istot poważnych doświadczenia podobnej hołoty, pomyślała. Muszę sama zebrać bliższe wiadomości o człowieku, bo na bylejakim sądzie polegać przecież niepodobna.
Ale Puk po otrzymanej lekcji stała się znacznie znośniejszą. Przedewszystkiem, burcząc i bzdykając, doprowadzała do porządku macadełka, skrzydła i włoski swego czarnego ciała, mocno zwichrzone po energicznym chwycie Maji. Następnie parę razy wsunęła i wy-
Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/54
Ta strona została przepisana.