Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/57

Ta strona została przepisana.

— Ach! rzekła Maja — Kassandra, to moja dawna wychowawczyni.
— Wychowawczyni — lekceważąco powtórzyła Puk — więc zapewne pszczoła. Bo któż by inny przeceniał w podobny sposób znaczenie człowieka. Ta panna Kassandra, czy jak ona się tam zowie, nie posiada wykształcenia historycznego. Urządzenia ludzkie, o których pani mówiła, nie posiadają dla nas większego znaczenia. Bo kto znów osądza świat z punktu widzenia tak niepraktycznego jak pani! Przedewszystkiem należy sobie wszak uświadomić, że świat jest zaludniony przez muchy i że one stanowią tu ród najliczniejszy i najważniejszy, bo bez tego założenia niepodobna świata poznać i należycie ocenić.
Puk znów wykonała kilka zygzaków po liściu i zaczęła się szarpać za głow| tak energicznie, że Maja się naprawdę zatrwożyła. Poznała jednak, że od niej nie dowie się niczego mądrego.
— Czy pani może się z czego przekonać, że mam słuszność? spytała Puk trąc sobie ręce, jakby je chciała zlać w jedno. — Oto proszę przeliczyć w pokoju ludzi i muchy, a wynik będzie zdumiewający.
— Bardzo być może — rzekła Maja — ale nie o liczbę przecież chodzi.
— Czy pani sądzi, że ja tegoroczna? nagle spytała Puk.
— Nie wiem — krótko odparła Maja.
— Otóż ja już mam za sobą całą zimę — z dumą opowiadała Puk. — Moje doświadczenie życiowe sięga więc epoki lodowej. Pół mego życia należy do tego ciężkiego okresu. Dlatego właśnie bawię tu dla wzmocnienia sił.