Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/58

Ta strona została przepisana.

— W każdym razie ma pani dość odwagi — rzekła Maja.
— O tak! potwierdziła Puk, podskakując w powietrze. — Muchy są najdzielniejszym narodem na świecie. Przekona się pani, że wszędzie i zawsze wtedy tylko uciekamy, gdy nam to wychodzi na dobre, zawsze jednak powracamy. Czy pani już kiedy siedziała na człowieku?
Maja zaprzeczyła, z ukosa i podejrzliwie patrząc na muchę. Wciąż jeszcze nie wiedziała, co o niej właściwie myśleć.
— Nie — odrzekła — to mnie wcale nie zajmuje.
— Ach, pani droga, bo pani nie zna tej przyjemności! Gdyby pani bodaj jeden raz przyglądnęła się zabawnej grze, jaką sobie tam w domu urządzam z człowiekiem, to panią zapewniam, że z zazdrości wywędrowałaby odrazu do innego kraju. Opowiem pani w krótkości. Otóż w moim pokoju mieszka starszy człowiek, podtrzymujący kolor swego nosa pewnym specjalnym napojem, który stoi w szafie. Ma on woń odurzającą i słodką, a człowiek uśmiecha się, ilekroć się do niego zbliża i oczy stają mu się całkiem małe. Wlewa do kieliszka, a pijąc powoli, spogląda do góry na sufit, czy ja już jestem. Kiwam do niego głową, a on ręką przesuwa po czole, nosie i ustach, wskazując mi w ten sposób, gdzie mam za chwilę usiąść. Następnie mruga oczyma, otwiera usta, jak tylko może najszerzej i spuszcza story, by słońce popołudniowe nam nie przeszkadzało. Wreszcie kładzie się na posłaniu, zwanem sofą, a po chwili zaczyna wydawać tony głuche, charczące, które on uważa zapewne za piękne. O tem pomówimy jednak innym razem; teraz pani tylko powiem, że jest to pieśń, zwana kołysanką człowieka. Dla mnie jest ona znakiem, że