— A jakże tam z żądłem? spytał.
Och, jak szkaradnie i złośliwie on wygląda. Maja wstrząsnęła się na samą myśl, że pająk jej zaraz dotknie. Rzekła jednak najuprzejmiej, jak tylko mogła:
— Proszę się nie lękać mego żądła. Wsunę je zaraz, a wtedy nikt się o nie nie skaleczy.
— To sobie też wypraszam — rzekł pająk. A zatem: Proszę uważać i zachowywać się spokojnie, bo szkoda naprawdę mej sieci.
Maja przestała się poruszać. Nagle poczuła, że wiruje ciągle w kółko na temsamem miejscu, aż się jej zakręciło w głowie. Musiala przymknąć oczy, tak się jej zrobiło mdło i słabo... Ale co to jest, na Boga?! Przerażona, szeroko rozwarła oczy i ujrzała się całkowicie omotaną świeżą, klejastą nicią, którą pająk przy sobie nosił.
— Wielki Boże! drżącemi usty wyszeptała biedna Maja. Więcej nie rzekła ani słowa. Teraz już koniec. Poznała podstęp pająka. Z tego więzienia nie było już ucieczki. Nie mogła poruszyć ani skrzydełkami, ani żadnym innym członkiem ciała.
Gniew jej i wściekłość ulotniły się raptownie i tylko wielki smutek zalał jej serce. Nie wiedziałam, że w święcie jest tyle złości i fałszu, myślała. Oto nadchodzi moja głęboka noc śmierci. Żegnaj jasne słońce, żegnajcie kochane towarzyszki; czemuż was porzuciłam? Żegnajcie wszyscy. Muszę umrzeć.
Pająk siedział spokojnie, przez ostrożność trzymając się nieco na uboczu. Wciąż się jeszcze obawiał żądła małej Maji.
— I cóż? spytał drwiąco — jakże się panienka miewa?
Maja była zbyt dumna, by odpowiadać fałszywemu
Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/67
Ta strona została przepisana.