Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/71

Ta strona została przepisana.

odwrócił się i klnąc cicho, zawrócił na krzak jeżyny. Wobec pancerza Sępa czuł się bezbronnym.
Pomstując na niesprawiedliwość świata, schronił się na razie pod zwiędłym liściem, skąd mógł strzec swej sieci.
Sep tymczasem doprowadził do końca dzieło oswobodzenia Maji. Przedarł pajęczynę, wyplątał z niej nóżki i skrzydełka Maji, a reszty dokonała pszczółka sama. Wesoła i uszczęśliwiona oczyszczała swe ciało, jakkolwiek wciąż jeszcze drżała z lęku i osłabienia.
— Musi pani o tem zapomnieć, to i drżenie zaraz ustanie — rzekł Sep. Proszę spróbować, czy pani jeszcze potrafi latać po tej przygodzie.
Maja rozpostarła skrzydełka, cicho pobrzękując i ku nieopisanej radości przekonała się, że żaden z członków jej nie został uszkodzony. Powoli frunęła na krzak jaśminu, chciwie napiła się wonnego miodnego soku, którego tam było podostatkiem, poczem wróciła do Sępa, który opuścił krzak jeżyny i siedział na trawie.
— Dziękuję panu z całego serca — rzekła Maja — do głębi przejęta szczęściem odzyskanej swobody.
— Tak, czyn mój zasługuje na podziękę — rzekł Sep. — Ale ja już taki jestem, że każdemu wyświadczam dobrodziejstwa. A teraz radzę pani, by się jeszcze trochę pobawiła w słońcu i wcześnie się dziś udała na spoczynek. Daleko pani mieszka?
— Nie — rzekła Maja — tylko o parę minut stąd, w pobliżu lasu bukowego. Żegnam pana i raz jeszcze dziękuję. Nie zapomnę pana nigdy w życiu, chociażbym żyła niewiadomo jak długo.