Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/83

Ta strona została przepisana.

nie i dlatego właśnie wcale dziś nie lata. Następnie mu się przedstawiła. Nieznajomy poprzez swe kolana rzucał na nią szybkie skośne spojrzenia.
— Maja, z rodu pszczół — powtórzył. — Bardzo mnie cieszy, że panią poznałem. Wiele słyszałem o pszczołach. Muszę wyznać, że jestem za każdym razem trochę zakłopotany, gdy się mam przedstawić, gdyż nasza rozległa rodzina znana jest pod rozmaitemi nazwiskami. Zwą nas tkaczami, krawcami lub szewcami. W każdym razie należę do gatunku pająków, a sam się zwę Hanibal.
Imiona pająków przykro brzmią w uszach mniejszych owadów; to też Maja nie umiała ukryć swego przerażenia, zwłaszcza że się jej przypomniała niedawna niewola u Bartłomieja, ale Hanibal zdawał się tego nie spostrzegać. Pomyślała: jeśli zajdzie konieczność, to ulecę, a on przecież niema skrzydeł, by mnie ścigać.
— Zastanawiam się nad czemś głęboko, bardzo głęboko — rzekł Hanibal. — Jeśli pani pozwoli, przysunę się nieco, bo pod tym konarem nie wieje tak okropnie.
— Proszę bardzo — rzekła Maja, robiąc dlań miejsce. Frydolin się pożegnał i odszedł, ale Maja pragnęła się dowiedzieć czegoś bliższego o Hanibalu. Jakie to rozmaite zwierzęta żyją na świecie, myślała pełna podziwu; wciąż poznaję jakieś nowe.
Wiatr trochę przycichł i słońce zaglądało przez gałęzie drzew. Gdzieś w krzewach zaczęła śpiewać raszka, cały las ożywiając radością. Maja dostrzegła ptaka siedzącego na gałązce; widziała, jak śpiewając, rozszerzał gardziołko, a główkę zadarł ku słońcu.
— Gdybym ja umiała śpiewać jak ta raszka —