Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/85

Ta strona została przepisana.

— Bardzo musi być nieprzyjemnie stracić nogę — rzekła Maja z współczuciem.
Hanibal wsparł brodę na ręku i ustawił nogi w ten sposób, że trudno je było przeliczyć.
— Opowiem pani, jak to się stało — rzekł po chwili. — Oczywista, że wziął tu udział człowiek, jak to bywa we wszystkich naszych nieprzygodach. Uważa się przecie, jak tylko można, ale człowiek jest nieostrożny i zachowuje się tak, jak gdyby inne stworzenie było dlań kawałkiem drewna. Czy pani opowiedzieć, jak się zdarzył ten pożałowania godny wypadek?
— Proszę pana — rzekła Maja, sadowiąc się wygodniej — bardzo mnie to zajmuje. Pan musi mieć niewątpliwie wielkie doświadczenie życiowe.
— To prawda — potwierdził Hanibal — a teraz proszę słuchać. Otóż ród nasz należy do ludów nocnych, jak panią zapewne pouczono. Ja żyłem sobie wówczas w zielonym domku w ogrodzie, całkiem zarośniętym bluszczem, a mającym niejedną roztłuczoną szybę, że wygodnie mogłem tam wchodzić i wychodzić, kiedy mi się podobało. O zmroku człowiek przychodził ścieżką ogrodową do tego domku, niosąc w jednej ręce sztuczne słońce, które on nazywa lampą, w drugiej ręce flaszkę, a pod pachą papier; prócz tego miał jeszcze małą flaszeczkę w kieszeni. Wszystko to ustawiał na stole i zamyślał się, gdyż chciał wypisać na papierze swoje poglądy. Zapewne pani już gdzieś widziała papier, w lesie lub w ogrodzie. A te czarne punkciki na nim, wymyślił człowiek.
— Bajeczne — rzekła Maja, całkiem rozpromieniona, że oto zdobyła tyle nowych wiadomości.
— Do tego celu — tłómaczył Hanibal — potrzebuje