Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/93

Ta strona została przepisana.

Komar się zaśmiał i piskliwym swym głosikiem odparł rozśmieszony:
— To przecież tylko taki mały człowieczek. Nazywa się dziewczynką, bo nosi odstający kolorowy pancerz, sięgający tylko po kolana. Ja umiem kłuć, ale nigdy prawie nie przewiercę skóry. Widzę, że pani jest całkiem nieświadoma, skoro sądzi, że ludzie są dobrzy. Nigdy mi się jeszcze nie zdarzyło, by któryś z nich dobrowolnie mi użyczył choćby najdrobniejszej kropelki krwi.
— O człowieku wiem co prawda niewiele — półgębkiem rzekła Maja.
— Wszak z pośród wszystkich owadów wy, pszczoły, najwięcej się zadajecie z człowiekiem, najbliżej z nim obcujecie.
— Ja porzuciłam nasze królestwo — nieśmiało rzekła Maja. — Nie podobało mi się życie w ulu i chciałam poznać świat.
— Patrzcie! rzekł komar, podchodząc o krok bliżej. — I jakże pani służy to życie na swobodzie? Wyznaję, że bardzo mi się podoba taka samodzielność. Bo co do mnie, to nigdybym się nie zdecydował ludziom służyć.
— I oni nam służą — rzekła Maja, nie pozwalając na poniżanie swego narodu.
— Być może — odparł komar. — A do jakiego narodu pani należy?
— Ja pochodzę z narodu pszczół żyjących w parku zamkowym. Naszą królową jest obecnie Helena VIII.
— Tak, tak — potakiwał komar, składając ukłon — pochodzenie to bardzo zaszczytne. Nie można zaprzeczyć. Niedawno mieliście w państwie swem rewolucję,