co się jej nigdy przedtem nie zdarzyło. Zdumienie jej było bezgraniczne, gdy otworzywszy oczy ujrzała swą małą sypialnię całkowicie zalaną cichem błękitnem światłem. Wpływało ono przez wnijście, którego otwór jaśniał jakby pod srebrno-błękitną zasłoną. Z początku nie śmiała się poruszyć, jakkolwiek wcale nie uczuwała lęku, gdyż jaśnienie to napełniało ją dziwnym jakimś spokojem. A w powietrzu na dworze rozbrzmiewało coś tak wnikliwie i harmonijnie, jak nie słyszała jeszcze nigdy w życiu. Zwolna, onieśmielona i do głębi przejęta czarem tej niezwykłej godziny, wysunęła się ze swej izdebki i wyjrzała. Wydało się jej, że cały świat cudem jakimś został przemieniony, jakby zaczarowany. Wszędzie lśniło i migotało najczystsze srebro, tysiące pereł błyszczało na trawach, które z pewnej odległości wyglądały jakby okryte zwiewnemi welonami, pnie brzóz i śpiące liście również były pomalowane na srebrzysto. A dal cichą, w błogim zachwycie pogrążoną, otulała błękitna, łagodna jasność.
— To chyba noc, nic innego to być nie może — szepnęła Maja, składając rączki w kornym zachwycie.
Wysoko na niebie, trochę przesłonięta liśćmi bukowemi, stała pełna, jasna tarcza księżyca, z której spływało światło, upiększające świat cały. Teraz dopiero zauważyła Maja, że dokoła księżyca płonie na niebie mnóstwo jasnych, twardych światełek, piękniejszych i cichszych od wszelkiego blasku, jaki dotąd widziała. Nic posiadała się ze szczęścia: oto pozna je noc i przeżywa czary księżyca i gwiazd. O wszystkiem tem słyszała wprawdzie to i owo, ale nic dawała wiary, by cuda podobne istnieć mogły na świecie.
Aż tu w pobliżu usłyszała znów donośny, dziwny
Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/95
Ta strona została przepisana.