Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/97

Ta strona została przepisana.

dziła, że należy pozdrawiać tak samo jak we dnie, poczerń szybko dodała: — Pan wybaczy, że przeszkodziłam, ale muzyka pańska ma w sobie coś tak pociągającego, że mimowoli musi się iść za jej dźwiękami.
Nieznajomy spojrzał na Maję zdumiony.
— Co to za pełzak z pani? spytał nareszcie. Takiego stworzenia jeszcze nie widziałem.
— Ja wcale nie jestem pełzakiem — poważnie rzekła pszczoła. — Jestem Maja, z rodu pszczół.
— Ach, z rodu pszczół, tak... tak... — powtórzył nieznajomy. — Żyjecie we dnie, nieprawdaż? Od jeża słyszałem o was niejedno. Opowiadał mi, że wieczorem zjada trupy, wyrzucone z waszego ula.
— Tak — z lekkiem drżeniem potwierdziła Maja. — Opowiadała mi moja wychowawczym, Kassandra, że o zmroku już węszy kolo naszych ułów, szukając zmarłych. Mówili też o tem strażnicy. Ale czy pan obcuje z jeżem? Przecież to taki straszny potwór.
— Jabym tego nie mógł powiedzieć. My, świerszcze nocne, żyjemy z nim całkiem zgodnie. Oczywista, że usiłuje nas złapać, ale mu się to nigdy nie udaje. Więc drażnimy się z nim często i tak się zabawiamy. Nazywamy go wujem. Ostatecznie każdy musi jakoś żyć, a dopóki żyje nie moim kosztem, to mało mnie to obchodzi.
Maja potrząsnęła główką, mając pod tym względem inne wyobrażenia; ale nie chcąc drażnić nieznajomego, wcale ich nie wyjawiała. Uprzejmie tylko spytała:
— Więc pan jest świerszczem?
— Tak, nocnym świerszczem. Proszę mi jednak dłużej nie przeszkadzać, gdyż muszę grać. Mamy pełnię księżyca, a noc jest cudowna.