— Ach, niech pan raz zrobi wyjątek — prosiła Maja — i opowie mi coś o nocy.
— Noc letnia jest czemś najpiękniejszem na świecie — odpowiedział świerszcz — i przepełnia serce błogością nieopisaną. Ale czego pani nie usłyszy w mojej grze, tego też nie potrafię wyjaśnić. Bo i czemuż tak chcieć wszystko rozumieć? My, biedne istoty, bardzo niewiele wiemy o życiu, natomiast umiemy odczuwać całą wspaniałość świata.
I znów zaczął wydawać tony srebrzyste, upajające, triumfalne, a rozbrzmiewające donośnie, gdy się ich słuchało z takiej bliskości jak Maja. A pszczółka siedziała cichutko w błękitną noc letnią, wsłuchiwała się w muzykę świerszcza i głęboko rozmyślała nad życiem.
Nagle ucichło w jej sąsiedztwie. Usłyszała cichy brzęk i ujrzała świerszcza ulatującego w miesięczną poświatę.
Noc nasuwa takie smutne myśli, pomyślała Maja.
Postanowiła polecieć na kwietną łąkę. Nad strumykiem stały lilje wodne i przeglądały się w szybkiej fali, unoszącej z sobą blaski księżyca. Widok był czarujący. Woda szemrała i migotała, a lilje zdawały się śnić. Zasnęły z nadmiaru szczęścia, pomyślała pszczółka. Usiadła na białym płatku kwiatu zalanym światłem księżyca, nie mogąc oderwać oczu od żywej wody strumyka, rozbłyskującej drżącemi iskierkami, które zaraz gasły. Po drugiej stronie strumienia bielały brzozy, i zdawało się że gwiazdy zawisły na ich gałązkach.
Dokąd może płynąć ta wszystka woda, rozmyślała. Tak, świerszcz ma słuszność, bardzo niewiele wiemy o świecie.
Wtem, tuż obok, w białym kielichu lilji usłyszała
Strona:Waldemar Bonsels - Pszczółka Maja i jej przygody.pdf/98
Ta strona została przepisana.