Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/112

Ta strona została skorygowana.

— Ty umiesz zapominać, wyrzekła z goryczą i zniechęceniem. Naucz mnie jak to można zapomnieć. Ja nie potrafię, ja nie chcę, a choćbym chciała... nie mogę...
I blada jej głowa opadła na piersi, łzy strumieniem puściły się z oczów przymkniętych i płynęły po białe] twarzy, jak rosa po kielichu kwiatu.
Patrzyłem na nią z boleścią nie do opisania; serce pękało mi w piersi, i poraz pierwszy w życiu ja także uczułem pod powieką gryzącą gorycz łez.
— Więc czego żądasz odemnie? zawołałem. Czy w mocy jest mojej wrócić ci spokój przeszłości? Jeżeli sądzisz mnie niegodnym siebie, przebacz mi, żem oczy podniósł ku tobie. Dziś, jak i zawsze, rozrządzać mną możesz. Rozkazuj. Jam gotów na wszystko!..
— Gotów na wszystko, powtórzyła z goryczą, gotów znowu zapomnieć i znowu kochać, jak zawsze, jak dawniej...
— Bóg widzi, wyrzekłem z rozpaczą, że nie pojmuję bez ciebie życia ni szczęścia. Powiedz mi, czy jest jaka przysięga, coby uspokoić cię mogła?
— A czy jest jaka przysięga, której nie wymówiły dotąd usta twoje? Czyż nie rozumiesz, że przeszłość odbiera mi wiarę nazawsze, a miłości i bólu odebrać nie może? — dodała ciszej, jakby sama do siebie, opuszczając ze zniechęceniem załamane ręce.
— Więc żal ci że mnie kochasz? pytałem namiętnie, chwytając jej ręce i patrząc prosto w oczy. Powiedz to, miej odwagę powiedzieć!..
Chwilę wahała się niepewna, topiąc wzrok pytający w moich oczach, jakby przez nie szła do głębi ducha i badała jego tajniki. I musiała wyczytać w nich ból straszny; twarz moja, lepiej niż słowa, musiała odkryć jej całą siłę miłości mojej, — bo blade rumieńce wróciły na jej lica.
— Nie, Edwardzie, wyszeptała po chwil, oddając u-