Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/125

Ta strona została skorygowana.

żalem na nic, na nikogo. Co znaczył mi świat cały w owej chwili?..
Oto bilet Idalii:

„Wyjeżdżam i nigdy tu już nie powrócę. Jedyną prośbą moją jest: nie ścigaj mnie pan; to byłoby daremnie. To co widziałam sama, otworzyło mi oczy. Od tej chwili pan dla mnie istnieć przestałeś: nie znam cię i znać nie chcę.
„Są rzeczy zbyt nikczemne, by mogły być zobaczone, są ludzie których podłość sama zasłania przed nienawiścią.
„Z przeszłości nie pozostanie mi nawet wspomnienie; wstyd wymaże je na wieki z mojej pamięci.“
List ten był nakreślony odrazu, szybko, jednem pociągnięciem pióra; znać w nim było gorączkową myśl i rękę.

Przeczytałem, i zrazu nie mogłem go zrozumieć, tylko zwróciłem w około oczy błędne, jakbym nie pojmował gdzie jestem, co dzieje się zemną. W koło mnie stali wszyscy słudzy tego domu, przewidując, komentując po swojemu zdarzenia zeszłej nocy, których ja sam rozumieć nie umiałem. Widziałem ledwie pokryty na wszystkich twarzach uśmiech szyderstwa.
Nieszczęście każde ma swoją brudną, trywialną, stronę, niepojętą dla tych co go nie doświadczyli, która pada gryząca jak sól na ranę. Spiorunowany gromem rozpaczy, byłem śmieszny w dodatku.
Spojrzałem znowu na list; on policzkował mnie moralnie każdem słowem, był ostatnim wyrazem pogardy.
W tej strasznej chwili nie wiem jak zdołałem zachować panowanie nad sobą. Machinalnie złożyłem list i włożyłem go do kieszeni kamizelki, machinalnie przez gromadkę ludzi cisnących się, by mnie zobaczyć, wyszedłem