Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/132

Ta strona została skorygowana.

rzędziem w cudzej ręce. Czuję to, ale nie mam już siły i woli. Przedmioty i ludzie przesuwają się przed mojem okiem, dźwięki uderzają o ucho; ale jedynie zmysły moje rozeznać je potrafią; duch obumarły, zamknięty w sobie, nieczuły na świat otaczający, cierpi tylko.
Zdaje mi się że wszystko co było życiem mojem, zniszczone niepowrotnie, nie zakwitnie już nigdy więcej. Przestałam płakać, zbrakło mi łez; pogrążona w jakiemś strasznem unicestwieniu, nie mogę zdobyć się na żal ni do przeszłości, ni do niego nawet.
Wiem że coś istniało we mnie i zamarło, ale z przeszłości zdać sobie sprawy nie umiem dokładnie. Byłam w jakiejś rajskiej krainie, oddychałam woniami nieba, zachwycona, upojona. Dziś to wszystko zniknęło jak sen ułudny, jak zaczarowane wieszczek pałace, i nie mogę powrócić do rzeczywistości, nie mogę pojąć życia.
Nie żałuję przeszłości, ona niepowrotna; nie żałuje jego, jego już niema dla mnie na ziemi. A jednak nie zapomniałam o niczem; lada słowo, lada spotkanie, budzi mnie z tego letargu ducha, przynosi znowu łzy do oczów. Dzisiaj doświadczyłam tego.
Od dni kilku zatrzymaliśmy się w Krakowie. Dlaczego zatrzymaliśmy się tutaj?... ja nie wiem sama i zobojętniała na wszystko, nie pytałam.
Wieczorem siedziałam sama na balkonie hotelu. O tej godzinie i w tej porze lata ulice były puste prawie. Siedziałam, nie myśląc, nie marząc, pogrążona w niebycie. Nagle żałosny płacz dziecka dał się słyszeć tuż obok. Nadstawiłam ucha; płacz nie ustawał i nieprzerywał go, nie koił głos żaden. Znać dziecię obudziło się nagle nie widząc nikogo przy sobie, płakało. Wieczór był ciepły, letni, drzwi wychodzące na balkon z innych pokoi były otwarte wszystkie, dziecię znajdowało się w jednym z nich. Płacz jego przenikał mnie do głębi serca, przyciągał mnie niejako. Zbliżyłam się pocichu i ujrzałam w małem łóże-