brze że cierpię z tobą a dróg twoich zmienić nie mogę, ani przynieść ci pociechy.
Karnawał Albino, karnawał! Wszystko co żyje szaleje, jak opętane jakąś dziwną potęgą, wszystko co żyje biegnie na Corso i tam, na ziemi zasłanej uwiędłymi kwiaty wśród gradu cukrów i gipsu, wśród wrzawy, okrzyków, hałasu, potrącany potrąca i biegnie porwany wirem. Karnawał, karnawał! Cała ludność jest w oknach, na balkonach i na Corso!
A wokoło wszystko puste, bezludne, domy pozamykane, zdaleka tylko dochodzą okrzyki, zdaleka słyszysz rojne mrowisko ludzi; wokoło cisza śmierci, na niebie, cicha pogoda wiosenna, w okrąg ruiny, pustkowie.
I ja szaleję z drugimi, powóz mój najstrojniejszy na Corso i najpiękniejsze bukiety i najwięcej cukrów rzucam na balkony pięknych rzymianek.
I tutaj spotkałem Idalją. Na jednem z wyższych balkonów, nie mięszając się do gwaru i ruchu, stała zadumana i smutna w gronie cudzoziemskich kobiet. Kwiaty ota-