Byłem nieprzytomny zupełnie.
Towarzysze moi spotkali się ze swoimi przyłączyli się do grup innych po jednemu; zostałem sam z piekłem w duszy, i piekło zapewne nasunęło mi na oczy Laurettę.
Stała z ojcem na wschodach zamkniętego sklepu, przypatrując się szaleństwom Karnawału. Andrea, znać niespokojny o smutek córki, chciał ją rozerwać, zabawić.
Lauretta jak dziecko bawiła się tłumem. Ale grono biegnących potrąciło starca, w chwili gdy nie spodziewał się tego i zaledwie zdołał powstać, wspierając się o ścianę. Nadjechałem na to właśnie i wyskoczyłem z powozu.
— Lauretto, rzekłem do płaczącej dziewczyny, przed kilku dniami tyś mnie wspomogła, pozwól mi dzisiaj nieść ci pomoc wzajemnie.
I podałem rękę starcowi, by przez tłum przeprowadzić go do powozu mego.
Andrea wahał się chwilę; oczy Lauretty szły naprzemian odemme do niego, promienne prośbą, zachwytem a jego czoło coraz bardziej chmurniało. Wzbraniał się, ale napróżno; nie mógł kroku postąpić, rad nie rad musiał przyjąć ofiarę moją. Ten drobny fakt stanowił może o całej przyszłości mojej.
Jechaliśmy przez Corso; Andrea z córką zajął głąb powozu, ja siedziałem naprzeciw Lauretty. Kosz kwiatów leżał na kolanach moich. Spojrzałem na dziewczynę; twarz jej zarumieniona jaśniała uśmiechem, oczy pałały. W świetnym stroju transteweranek, upojona gwarem, ruchem, wonią kwiatów, atmosferą szału, tak wszechwładnie ogarniającą dzieci południa, a może nadewszystko obecnością moją rozrzucała w koło bukiety i cukry. Piękność jej potęgowała się wyrazem i wkrótce powóz mój otaczały tłumy masek, zarzucając nas wzajem kwiatami. Lauretta, upojona tym rodzajem triumfu, pierwszy raz czuła się piękną, pierwszy raz była z tego dumną i szczęśliwą. Co chwila
Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/151
Ta strona została skorygowana.