Listy twoje zaniepokoiły mnie więcej, niż wszystko co czyniłeś dotąd, bo dzisiaj lękam się już nie o szczęście tylko, ale o moralną istotę twoję.
Cierpienie jest rzeczą chwili, nieodwołalnym warunkiem bytu, śmierć ukochanych rozłączeniem tylko; ale tracimy już niepowrotnie tych, co schodzą z wyżyn ducha w nizkie sfery brudu i kału, tych możemy nie odnaleźć już nigdy. Edwardzie, ja się lękam utracić ciebie.
Zawiść zabija, zemsta upadła, duma osusza serce; wszystko wysokie, szlachetne, zamiera pod jej tchnieniem, i schodzi się powoli w jedyne piekło jakie pojąć mogę, piekło zgotowane własną wolą i wyborem naszym.
Gdzież jesteś? bracie mój ukochany przez lat tyle. Szukam cię w tobie samym i nie znajduję. Gdzie ta rycerska szlachetność, to zapomnienie siebie, to harde wyzywanie boleści, z którem wchodziłeś w życie, w które zbrojny wytrzymałeś próby ognia bez skazy, błyszcząc ponad tłumem czystem sercem, nieugiętym duchem?
Gdzie wiara twoja, gdzie miłość, gdzie to przebaczenie, które rzucałeś z litośnym uśmiechem tym wszystkim co cię ranili?
Edwardzie, miej litość nad samym sobą, broń się przed tak strasznym upadkiem.
Porzuć miejsca gdzieś przecierpiał tyle, uciekaj od ludzi, których sam widok jest ci rozpaczę. Z walki życia unieś przynajmniej sumienie nieskalanie; nie dawaj tej radości nieprzyjaciołom twoim, byś zniżył się do ich miary i walczył ich bro-
Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/157
Ta strona została skorygowana.
LIST XXIV.
ALBINA DO EDWARDA.