Ale żeby i ona nie znała miłosierdzia, żeby i ona nie umiała, nie mogła przebaczyć, ona, co powinna być wielką, czystą, pogodną, jasną jak słońce samo; ona, która w myśli mojej króluje zawsze, ponad wszystkiem co mętne, i ludzkie, ona, co jedna powinna mnie przytulić, ogrzać w cieple swego serca jak dziecię zbłąkane — to już za nadto!...
Potępienie świata przyjąłbym hardem, niezachwianem czołem; przed nią jedną potrafiłem się ukorzyć duchem sercem i wolą — i ukorzyłem się daremnie.
Karnawał szaleje ciągle, i ja szalałem dni kilka; ale próżno podnosiłem oczy na balkon na którym ujrzałem Idalią; zajmowały go inne osoby. Próżno śledziłem wszystkie twarze snujące się w powozach po Corso, ona nie była pomiędzy niemi. Szukałem jej daremnie, daremnie noce całe wyczekiwałem na Monte Cavallo; nie usłyszałem więcej jej pieśni, jej głosu. Raz tylko zdawało mi się żem ujrzał zdaleka przechodzącego Herakliusza.
Szalałem na zabój, ale w głębi udręczała mnie myśl: gdzie ona? Czym ja wypędził ją z Rzymu? Nie chciałem nawet wymówić imienia, które było stałą myślą moją.
Obecność jej przyprowadzała mnie do rozpaczy, a jednak nie mogłem przenieść myśli nowego rozłączenia. Duch mój i serce pełne były sprzeczności.
Lauretta prawie ciągle była ze mną. Niepomna na nic, zaślepiona miłością, wymykała się z domu od ojca, zwolna wracającego do zdrowia i wraz ze mną jeździła po Corso. Pókim myślał że Idalia zobaczyć nas może, woziłem ją z sobą i miałem dla niej jakieś dziwne, gorączkowe uczucie. Kochałem ją jak morderca narzędzie śmierci, którem, zamierza uderzyć na nieprzyjaciela. Ale gdy dzień po dniu traciłem tę nadzieję, obecność jej udręczać mnie zaczęła jak wyrzut sumienia, a jej miłość nudziła coraz więcej. Lauretta nie rozumiała tego; ona jak dziecko bawiła się karnawałem, rzucała kwiaty, cukry i gips
Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/159
Ta strona została skorygowana.