Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/172

Ta strona została skorygowana.

Słowa te były wyraźne dla mnie, ale Idalia nie zrozumiała ich jeszcze, tylko w gniewnem ściągnięciu brwi, jego, w wyrazie twarzy przeczuwała coś złego. Cofała się od niego.
Herakliusz zapominał się coraz bardziej, jak gdyby myślą zgłębiał ogrom upadku swego.
— I ty sądzisz, powtórzył zbliżając się znów do niej, że dziś zbędziesz mnie tak jednem słowem.
Wyraz jego był groźnym prawie.
Idalia zbladła, patrząc w twarz jego.
— Byłeś zawsze dobrym dla mnie, wyrzekła w końcu; ja wierzę że zostaniesz nim zawsze.
— Mylisz się, zawołał hrabia z nieopisaną goryczą. Nie byłem dobrym nigdy. Kochałem cię!..
I zakrył twarz rękoma: to słowo wyrwało mu się gwałtem, boleśnie.
— Kochałeś mnie, powtórzyła Idalia wzruszona, kochałeś mnie i kochasz jak córkę...
Nie pojmowała znaczenia słów jego.
— Kochałem cię miłością, Idalio! Czyż nie możesz nawet zrozumieć tego? zawołał z wściekłością.
— Nie mów tak, nie mów, szepnęła trwożliwie odwracając oczy od niego, jakby nie chciała widzieć i słyszeć nic więcej.
Ale hrabia nie zdołał powstrzymać słów swoich.
— Kochałem cię, mówił dalej gwałtownie, od dnia w którym oddano mi cię w opiekę piękną, nieskalaną, żałobną. Od dnia tego stałaś się namiętnością moją. Ale byłem cierpliwym, oddawałem sobie sprawiedliwość, wiedziałem że taką jaką byłaś, pokochać mnie nie mogłaś, czekałem... Czekałem aż przyjdą boleści, zawody, aż zrażona życiem i światem, zwrócisz się do mnie i ocenisz wartość wiernego serca. I ty sądzisz żem czekał daremnie? Czy wiesz co działo się we mnie gdym ujrzał przy tobie Edwarda? czy wiesz jakie piekło katuszy ukrywał mój u-