zbudował ten dom fantastyczny, w którym zamknął się jakby w grobie.
Nieraz przypatrywałem mu się zdaleka, a moja młoda wyobraźnia stawiała mi obraz tego człowieka pod rozmaitemi postaciami. W domu był portret jego, malowany w pierwszych latach młodości, przez jednego ze sławnych nowożytnych mistrzów, a portret ten, wielkich rozmiarów otoczony czarem jaki artysta umiał zakląć w dzieło sztuki, był to cały obraz, cały poemat nieledwie.
Przedstawiał on człowieka lat może dwudziestu pięciu, ujmującej powierzchowności, w myśliwskim wytwornym stroju, uwydatniającym szlachetny wdzięk postaci, wśród krajobrazu, którego rozpoznać nie mogłem, choć był to krajobraz zdjęty z naszej północnej natury, pełen jodeł, brzóz i kalin. Młody człowiek, jakby zgubiony w głębi tej leśnej przestrzeni, stał, wsparty na szyi stojącego obok wierzchowca, którego ogniste oko i rozdęte nozdrze, zdawało się iskrami pryskać. Ten koń kary, z gwiazdą na czole, był piękny jak owe fantastyczne rumaki legend szatańskich, które unoszą jeźdźca do zagrobowych krain, a głowa jego jakby żywa, wychodzić się zdawała z szerokich ram obrazu i zginać niechętnie pod ręką pana.
W całem gorącem oświetleniu pejzażu, w słonecznych tonach, które gdzieniegdzie przebijały leśne sklepienie, znać było skwarną godzinę południa, harmonizującą z południem życia. Na koniu i na jeźdzcu widoczny był bieg przedchwilny; wędzidło konia biała okrywała piana; jeździec trzymał niedbale w ręku kapelusz, jakby chciał ochłodzić rozgorzałe czoło.
Cały portret, wystudyowany, wymodelowany po mistrzowsku, znać nietylko przez malarza ale i psychologa, dawał doskonały obraz ciała i ducha człowieka; każdy szczegół podnosił i tłumaczył całość, przyczyniając się do ogólnego wrażenia. Raz spojrzawszy, trzeba było patrzeć coraz dłużej, wczytywać się w rysy i w wyraz. Twarz
Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/7
Ta strona została skorygowana.