Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/80

Ta strona została skorygowana.

— Byłam nadto szczęśliwą, wyrzekła zwolna, wczoraj jeszcze byłam tak szczęśliwą!.. Czemuż nie można cofnąć się do wczoraj i dzień jeden wymazać z życia?
— I będziesz nią jutro, będziesz nią zawsze, najdroższa, mówiłem. Daj mi prawo walczyć za ciebie i cierpieć za ciebie. Wszak śmiało w ręce moje złożysz przyszłość swoją.
Ale na te słowa wzrok jej, zamiast rozjaśnić się nadzieją, spoczął na mnie z trwogą, nieledwie z wyrzutem. Umilkłem zdumiony. Tym razem nie wiedziałem co obrazić ją mogło.
Dusze nasze się rozbiegły, przestałem ją pojmować.
— Nie mów tak, wyrzekła, nie trwóż mnie przyszłością; ja byłam tak szczęśliwą, tak ufną! Czyż ty wątpisz, o sercu mojem, czy chcesz nadużyć tej chwili i mego wyznania?..
Te słowa dotknęły mnie do głębi serca; przygotowałem się na walki, ofiary, ale na taki wyrzut, nie zasługiwałem na niego. Swiat, przed chwilą rozbrzmiewający hymnem szczęście, — teraz zczerniał mi w oczach; zdawało mi się, że ziemia usuwała mi się z pod stóp.
— Więc mnie nie kochasz? szepnąłem tylko. Nie płacz, Idalio, bądź spokojna; nie nadużyję chwili w której omyliłaś się sama na sobie.
— Czyż mnie nie rozumiesz, Edwardzie! wybuchnęła nagle, ty coś mnie zawsze odgadywał?
— Nie, odrzekłem posępnie, dziś pojąć cię nie mogę, bo widzę że cierpisz, że mnie oskarżasz.
— Nie oskarżam ciebie, przerwała, ale samą siebie. Bądź dobrym dla mnie, nie opuszczaj mnie, — zrozumiej!..
— Opuścić ciebie? zawołałem. Czyż nie wiesz że możesz rozrządzać mną jak niewolnikiem, że możesz bezkarnie deptać po sercu mojem? Powiedz mi czego pragniesz,