Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/85

Ta strona została skorygowana.

Ja nie wiem, czy ty mnie zrozumiesz, Albino, ale pojmiesz przynajmniej że cierpię, że cierpię tem srożej, bo cierpień moich ująć nie mogę w karby wydarzeń żadnych, bo nie mogę dokładnie oznaczyć ich przyczyny.
Blady, zgorączkowany, drżący, siedziałem w południe przed gankiem mego domu, patrząc martwym wzrokiem na piękny widok roztaczający się w około, nie wiedząc sam jak zabić czas, który mi ciężył. Ona tak opanowała istność moją całą, że bez niej błąkam się jak cień bez ciała. Pragnąłem jej przy sobie każdem tętnem krwi, każdem spojrzeniem pragnąłem jej widoku. Czyż w stanie podobnym długo żyć można?..
Zmordowany tem palącem uczuciem, siedziałem nieruchomy, pożerany gorączką, jak lodowata skała, w której głębi wre ogień niewygasły, drżąc przy bladem słońcu wiośnianem, — gdy niespodzianie na drodze wiodącej do dworu ujrzałem dwóch jeźdźców. Zbliżali się coraz bardziej, aż w końcu na dziedzińcu moim poznałem Herakliusza.
Hrabia, ubrany z zwykłą wytwornością, powodując zręcznie angielskim koniem czystej krwi, uśmiechnięty, swobodny, był co się zowie jeszcze świetnym jeźdzcem. Postać jego wyniosła, bez żadnej sztywności, lekko podana naprzód, była pełna wdzięku; ręka staranie obciśnięta rękawiczką, trzymała niedbałe cugle spienionego konia.
Włosy nawet, rozwiane biegiem i górskim wiatrem; zdawały się bogatsze, wymykały się z pod letniego kapelusza.
Hrabia na koniu, mógł zwrócić każde oko na siebie. Gdy ze wdziękiem niewymuszonym podjechał pod ganek, ujrzawszy mnie, lekko zeskoczył z siodła i rzucił cugle jadącemu za nim groomowi.
Byłem zdumiony tym widokiem, ale i szczęśliwy razem. Herakliusz przybywał od niej, z jej domu, widział ją przed chwilą, niósł mi o niej wieści. Witałem go z biją-