tem pojmuję lepiej, że pokochałeś ją, by ją zbawić i wzamian przez nią być zbawionym.
Wola człowieka kruszy niepodobieństwa, miłość niweczy zapory, a ty masz wolę i miłość. Dumny, wyzywasz świat i ludzi do walki. Nie lękam się dla ciebie świata i ludzi, bo wierzę, że ich pokonasz; powtarzam ci: lękam się ciebie samego.
Czemuż nie mogę być przy tobie, czuwać nad tobą i nad nią? Ale nie, ciebie nikt wspomódz nie zdoła; sam musisz walczyć i zwyciężyć, sam zdobyć nie serce już, lecz przekonanie i ufność, sam stworzyć i rozwikłać moralnie istotę, którą kochasz, jak rycerz w bajkach zerwać zaklęte pęta z jej ducha.
To nie praca dnia i godziny, Edwardzie; zwycięztwa nie otrzymasz w chwili szału i namiętności, w której jak dziecię szalone drażnisz ją i przerażasz.
Kochaj ją z zaparciem, z zapomnieniem siebie, nie jak kobietę której pożądasz, nie jak bóstwo które wielbisz w pokorze, ale jak godną siebie i równą istotę, z którą chcesz złączyć serce, myśl i przyszłość.
To wielka moralna praca; od siebie samego zacząć ją musisz. Spotkają cię może chwile zwątpienia i upadku, ale ufam że jej podołasz i nie dasz zwyciężyć się złej chwili, a podołasz dlatego tylko, że posiadasz broń zaklętą: „miłość.“ Niech miłość strzeże cię i umacnia, nie ta miłość krwi i nerwów jaką słusznie przeraziła się Idalia, ale to wielkie, wszechwładne uczucie, które duch twój wysoki pojąć jest zdolny. To godny zakres jego działania, a jeśli walka będzie trudną, — zwycięztwo warte jest walki.