Masz słuszność, Albino, głos twój doleciał mnie w chwili szału i zbudził, głos twój dostraja mnie do mojej własnej miary. Nie czas mi się roztkliwiać i rozmarzać, powinienem być silnym za nią i za siebie, powinienem zapanować nad sobą, by zdobyć panowanie i nad nią, i zebrać wszystkie siły na tę walkę z duchem, bo walka idzie na śmierć i życie.
Nie łudzę się; wiem iż rzuciłem przyszłość całą w tę miłość i nie żałuję tego, bo tylko taka miłość posiada ożywczą siłę, tylko taka miłość cuda zdziałać może.
Dla mnie niema już powrotu; zrozumiałem to w dniach owych, gdy spotkała mnie pierwsza boleść, pierwsze zwątpienie, gdy szalony, sądziłem już że ją mogę utracić i próbowałem bez niej spojrzeć w życie.
Teraz powoli pomiędzy nas powraca cisza, miłość nasza znów odbjja pogodę nieba, jak szyba wody po burzy, i tylko falowanie powierzchni przypomina, że spokój ten nie trwał zawsze. Ale kto nam powróci spokój przedburzny i tę niczem niezmąconą ufność przeszłości?.. kto nam wróci to co jest niepowrotnem?!.
Cierpieniem z anioła wytwarza się człowiek, cierpieniem wszystko budzi się do życia, dochodzi samopoznania i świadomości siebie: cierpienie, to konieczna faza przejścia. Wiem o tej zasadniczej prawdzie bytu, a jednak żal mi tego utraconego raju, do którego niema już powrotu.
Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/98
Ta strona została skorygowana.
LIST XI.
EDWARD DO ALBINY.