Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/100

Ta strona została skorygowana.
94

do skutku. Teraz udała się do pokoju pana Jasiennickiego.
Pokój ten, zwykle tak symetryczny, tak pełny wykwitnego smaku, teraz przedstawiał nieład, charekteryzujący ciężką chorobę. Flaszki, ręczniki, bandaże walały się po wszystkich stolikach, pomiędzy cygarnicami i gratami wytwornemi. Miednica z lodem stała na biurku. Świeca potrzebna do baniek, którą zapomniano zgasić, dopalała się w kącie, kłócąc się z szarem światłem zapadającego wieczoru. Choremu potrzeba było powietrza; to też dwa wielkie okna, otwarte na ogród, wpuszczały balsamiczne wonie drzew i krzewów kwitnących, a zapach ich mieszał się z przykrym odorem aptecznych substancyj, który unosił się w pokoju i oddech zapierał w piersiach.
Pokój, położony na wschód i ocieniony zewsząd staremi drzewami, wewnątrz zaś ciężkiemi firankami, w tej