biurka. Teraz zrozumiała wszystko: nagłą chorobę Jasiennickiego, który tego ciosu przeżyć nie mógł, bezładne wyrazy jakie wymawiał, a wreszcie nawet owe słowa wypowiedziane przez starego znajomego, w chwili wręczenia indultu: „To pięknie, to szlachetnie z państwa strony,“ a które pozostały jej w pamięci.
Cóż za szaleństwo niepowrotne gotowa była popełnić! Przecież nikt nie mógł żądać by to uczyniła i pozwoliła tym sposobem na zniweczenie syna. A jednak, gdyby wzrok jej nie był padł na ten papier!
Gotową była widzieć w tym wypadku jawne wmieszanie się Opatrzności.
W tej chwili zapomniała zupełnie o umierającym człowieku, nad którym czuwać miała. Ale czyż można się było temu dziwić? Myśl jej zajęta była wcale innemi, stokroć ważniejszymi sprawami. Wiedziała że tu nie chodzi o nią, ani nawet o jej osobistą wolę, ale że wchodziły w grę
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/115
Ta strona została skorygowana.
109