odchodzącą duszę? A jednak pani Julska to uczyniła, zanim zdołała wyrozumować swoje postępowanie, lub pohamować oburzenie.
Umierający nie mógł odpowiedzieć, tylko potoczył wzrokiem dokoła, jakby, kogoś szukał, jakby czegoś wyglądał; w oczach jego gasnących błyskała wielka łza i stoczyła się zwolna po stygnącej twarzy.
Ale wzruszenie to wyczerpało zaledwie tlejące życie; źrenica stała się szklistą, usta otworzyły się konwulsyjnie, chwytając uciekający oddech. Po chwili... skonał.
Pani Julska spoglądając na to szeroko rozwartemi oczyma, opamiętała się nagle i krzyknęła przerażona. Łza, tocząca się jeszcze po twarzy umarłego, zdawała się ją oskarżać.
Wacław zerwał się z szezlongu: nadbiegł doktor. Stało się to, co przewidywał. Ale pani Julska drżała całem ciałem
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/119
Ta strona została skorygowana.
113