Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/125

Ta strona została skorygowana.
119

— I dlaczego — spytała znowu — nie doniosłeś mi o tem?
— Czyż nie doniosłem? — zapytał z kolei.
Wstrząsnęła głową przecząco.
— Wobec tak wielkiego nieszczęścia — mówił dalej Wacław — wobec tej choroby, wobec śmierci cóż znaczyły majątkowe straty? Zapomniałem o nich.
Widać w nim było to szlachetne lekceważenie materyalnych warunków bytu, o którem matka mówiła Teodozyi.
W tej chwili jednak lekceważenie to boleśnie zadrasnęło matkę. Nie był to właściwy czas do rozbierania spraw majątkowych: ale sprawy te byłe dla niej tak ważne i tak naglące, iż nie mogła powstrzymać się od zapytania:
— Czy można było przynajmniej coś uratować z tej ruiny?
— Cóż ratować, mamo? Nie wiem czy to było możliwe, ale to pewna, że pan Jasiennicki nigdy nie byłby próbował ura-