chało, ufało i niezrażone nigdy, nie było zmuszone zamknąć się w sobie.
W twarzy jej zresztą przebijała się pewna stanowczość i energia napół dziecinna, świadcząca o żywotnej sile. Purpurowe wargi rozchylały się trochę dumnie, z wyzywającym wyrazem. Wprawdzie nigdy nie zmierzyła się z niebezpieczeństwem żadnem, chyba w krainie marzeń, ale z wyrazu tego można było sądzić, że nie cofnęłaby się i przed rzeczywistem.
Przez cerę bladawą przybijały zaledwie lekkie rumieńce, a matowy jej kolor dodawał delikatności rysom. Cera ta biała, z odbłyskami perłowej masy na skroniach, przy powiekach zabarwiała się brunatnym cieniem, który powiększał rozmiar oka i wraz z długą, ciemną, jedwabistą rzęsą dodawał łagodności spojrzeniu, tak iż mogło ono zapalić się blaskiem, lub pociągać dziwną słodyczą.
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/13
Ta strona została skorygowana.
7