Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/133

Ta strona została skorygowana.
127

Przecież lękał się wypowiedzieć cośkolwiek, coby mogło być podobne do wyrzutu.
A ona mówiła dalej, ze wzrastającą goryczą:
— Mówisz o obóstwie, o pracy, jak dziecko o żelaznym wilku; nie pojmujesz nawet znaczenia tych wyrazów. Ty, tak dumny, nie wiesz że począwszy od tych co zmierzą szyderczo twój paltot lub mniej modny kapelusz, od tych co śmiać się będą, gdy powstrzymasz się od jakiego wydatku, spotka cię na każdym kroku lekceważenie.
— Do lekceważenia nikomu nie dam prawa — zawołał zarumieniony — a podobne szyderstwa mnie nie dotkną.
— Szyderstwo zawsze dotyka. A czy będziesz obojętny na to także, gdy czyste złoto mądrości w twoich ustach zamieni się w plewę, gdy zdanie każdego głupca, choćby nie miał pojęcia o tem co mówi, przeważy twoje?