— Chcę żebyć wiedział — szepnęła dobitnym głosem — że ruina Jasiennickiego jest pod każdym względem i twoją ruiną. Chcę żebyś się nie łudził... Nie ocalisz z niej nic... nic wcale!
Wypowiedziawszy te ostatnie słowa, pani Julska przechyliła się na poręcz fotelu, wybuchając spazmatycznym płaczem.
Wacław zerwał się przerażony, chcąc jej być pomocny. Pochwycił karafkę, nalał szkankę wody i podał ją matce.
Przerażenie jego było tem gwałtowniejsze, że pani Julska posiadała rozważną i chłodną naturę, że umiała nad sobą panować.
Powątpiewał o słuszności przewidywań matczynych, a jednak to dla niej musiały być pewniki, skoro wywołały niewidzialne u niej nigdy objawy rozpaczy. Teraz dopiero obecność i przyszłość zaciężyły nad nim siłą nieznanego dotąd cierpienia. Czuł że zagrażają mu rzeczy
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/136
Ta strona została skorygowana.
130