trwogą, stała przez chwilę jak skamieniała. Chciała krzyknąć — lecz nie znajdowała głosu, cofnąć się — nie miała siły. Wszystko wirowało jej w oczach i pół martwa osunęła się na dywan przy łóżku.
Łoskot sprawiony tym upadkiem nikogo nie zwabił. Cisza w domu była niezmącona, tylko zegar, wiszący w jadalnym pokoju, wydzwonił powoli godzinę.
Po chwili Regina odzyskała przytomność. Była ona zdrowa i silna. Opierając się na rękach, dźwignęła się z ziemi połową ciała. I straszna rzeczywistość uderzyła jej myśl błyskawicą. Ten spokój, ta nieruchomość chorego, te oczy szeroko rozwarte, szkliste, bez spojrzenia — to była śmierć!
Drżącymi palcami dotknęła ręki ojca, zwieszonej ku ziemi. Ręka ta była sztywną i zimną jak lód. Jak szalona rzuciła się na nią i okrywała pocałunkami tę rękę, która już nigdy przytulić jej nie miała, i
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/142
Ta strona została skorygowana.
136