Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/149

Ta strona została skorygowana.
143

Te łzy zupełnie były naturalne; dziwić im się nie mógł, przeciwnie, stanowiły one przełom boleści, wyrwały ją z tego martwego pokoju, który go trwogą przejmował.
— Regino! — wyrzekł z całą siłą przekonania — nie powinnaś nigdy przypuścić nawet myśli podobnej. Mnie z tobą nic rozłączyć nie zdoła. Pamiętaj o tem, pamiętaj zawsze!
Miała w niego oczy wlepione i rzecz dziwna, ta przysięga, której nie myślała żądać, zabrzmiała w jej sercu żałobnie. Dlaczego on jej mówił takie rzeczy, dlaczego zapewniał? Alboż ona wątpiła? Słowa jej ściągały się raczej do chwilowej nieobecności, niż do myśli rozłąki. Myśl podobna nie sformułowała się nigdy w jej głowie wyraźnie; mogła być tylko trwogą, przeczuciem nieokreślonem. On zranił ją śmiertelnie, dodając jej kształt słowa, wypowiadając jasno to, czego lękała się wy-