powiedzieć samej sobie. Widocznie więc myśl rozłąki przedstawiała mu się już, skoro jej zaprzeczał. Może już stoczył walkę sam z sobą, może tylko nie chciał przygnębiać jej w tej chwili.
Regina jednak raczej odczuwała to wszystko, niż wypowiedzieć umiała. Patrzyła na niego smutno, żałośnie.
— Ty nigdy nie mówiłeś mi nic podobnego — wyrzekła wreszcie.
Mógł odpowiedzieć, że nigdy i ona także nie zaklinała go, by jej nie opuszczał; ale nie uczynił tego. Czuł dobrze że odpowiadał nie jej, lecz raczej myślom własnym, i pod jej spojrzeniem, któremu cierpienie nadało dziwną przenikliwość, rumieniec wystąpił mu na twarz.
I tak jedno obok drugiego patrzyli smutnie na wstający dzień, który zapowiadał się jako dzień bólu, ciężki do przebycia. On objął ramieniem jej kibić i cisnął ją do siebie coraz bliżej, coraz silniej,
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/150
Ta strona została skorygowana.
144