Oczy oschłe już z łez, a błyszczące gorączką, zwróciła ku pani Julskiej. Nasunęła jej się myśl nowa. Kiedy przed kilkunastu dniami ojciec zapytał ją półżartem, co uczyniłaby w razie, gdyby jaki zły los rozdzielił ją z Wacławem, odpowiedziała mu bez wahania: „umarłabym.“ Cóż teraz spotkać ją mogło gorszego? Czyż śmierć nie była ostatecznym kresem, do którego zmierzają wszyscy? Czy wiązała ją jeszcze do życia nadzieja jaka? Czuła, że rozstania z nim przeżyć nie zdoła; ale nawet rozstanie to przenosiła jeszcze nad utratę jego serca. Jeśli przeznaczoną była na ofiarę, jeśli miało się nad nią spełnić przekleństwo losu, wolała pozostać w pamięci ukochanego jako sercowe marzenie, jako niedościgła nigdy kochanka, niż jako ofiara obojętności.
Były to szalone myśli, a jednak zapanowały samowładnie w jej rozgorączkowanej głowie. Pani Julska zapewne nie
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/182
Ta strona została skorygowana.
176