Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/21

Ta strona została skorygowana.
15

— Umarłabym — szepnęła przez zaciśnięte wargi.
W głosie jej dźwięczała namiętność nieświadoma może samej siebie, potężna i ponura jak zapowiedź burzy, namiętność, kipiącą w tej półdziecinnej istocie.
— Dziecko moje — zawołał ojciec, tknięty tem złowrogiem słowem, a może sposobem jakim je wyrzekła — śmierć w książkach tylko przychodzi na zawołanie, a ludzie... ludzie wszystko znieść mogą.
Patrzyła na niego, jak gdyby zasłuchana we własnych marzeniach.
— Ja nie zniosłabym tego, czuję żebym nie zniosła!
— Uspokój się, Reginko, wszakże mówimy o tem co nie będzie nigdy, co być nie może, bo przecież ani ja, ani pani Julska, ani nikt na świecie nie myśli cię rozdzielić z Wacławem.