Regina nie opierała się jej, przeciwnie, czuła niewysłowioną ulgę, będąc przedmiotem serdecznych zabiegów starej panny. Poddawała się kierunkowi, pozwalała czynić jej z sobą, co chciała. Przez te dnie ostatnie odwykła od troskliwych starań, któremi otoczona była od urodzenia, i odnajdując je koło siebie, doznawała dziwnej słodyczy.
Panna Teodozya krzątała się koło niej po macierzyńsku, chociaż bez sentymentalnego odcienia, który charakteryzował zawsze względem niej postępowanie pani Julskiej. Ale ten rodzaj szorstkości nawet prawem kontrastu był jej miłym i budził zaufanie, stracone już do miodowych słówek, których nicość poznała.
— Jakżeś pani dobra — szeptała, przyjmując jej starania.
Panna Teodozya ruszyła ramionami.
— Ja nie wiem czy jestem dobra — mówiła swoim zwykłym sposobem — nie
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/228
Ta strona została skorygowana.
222