— Czyż sądzisz, że pracować nie potrafię?
— Jak? —
Pytanie to nie zastało go nieprzygowanym; przychodziło mu na myśl niejejenokrotnie, że teraz utrzymanie rodziny powinno leżeć na jego głowie.
— Jak? Ależ, Tosiu, sposobów zarobkowania jest tyle. Czyż sądzisz mnie niezdolniejszym od innych, którzy przecież podołają koniecznościom bytu?
Uśmiechnęła się z goryczą.
— A co ty wiesz o tych koniecznościach? — zawołała. — Wszystko zdaje ci się łatwem, jak dziecku, boś niczego nie dotknął, boś nigdy nie stanął w szeregach pracujących nie z fantazyi, nie z dobrej woli tylko, ale z potrzeby powszedniego chleba. Nie miałeś nigdy do czynienia z czeredą ludzką, cisnącą się gwałtem do zarobku, a często nieprzebierającą w środkach; pracowałeś dotąd nie-
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/239
Ta strona została skorygowana.
233