ta jest w pewnem kole i pozbawiona możności działania po za niem.
Do Warszawy jednak dojechała w stanie zupełnego osłabienia, tak iż potrzebowała nieustannej opieki towarzysza podróży, który w duchu oskarzał Wacława o brak serca, iż matkę tak ciężko chorą opuścił, tem bardziej, iż ona nieustannie dopytywała się o niego.
Skoro jednak dowiedziała się, że pozostał na stacyi, opuszczenie to wzięła niezmiernie do serca. Usiłowała wprawdzie, jako osoba nawykła wśród wytwornego świata do panowania nad osobą, ukryć to wrażenie, ale zdradzały je łzy, płynące nieraz mimowoli z zamkniętych powiek.
Nieraz także wzdychała z głębi serca, a gdy towarzysz wspomniał o niepokoju Wacława, o trudnem położeniu w jakiem się znajduje, odpowiedziała łagodnie:
— Och! on by tego nigdy nie uczynił, gdyby...
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/260
Ta strona została skorygowana.
254