Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/267

Ta strona została skorygowana.
261

ktoryi), byłam nad wyraz niespokojną o ciebie.
— Ach! — westchnęła pani Julska z głębi piersi, z wyrazem głębokiej rezygnacyi.
— Ale gdzież jest Wacław? — pytała dalej ta ostatnia, której szkła kolorowe przygasić nie mogły ciekawych źrenic, biegających pod niemi na wszystkie strony.
— Wacław — powtórzyła z głuchym jękiem pani domu. — A więc ty nic nie wiesz?
Błękitne okulary nie wiedziały nic rzeczywiście, a raczej wiedziały tyle sprzecznych rzeczy, iż wiadomości te, zaprzeczające sobie wzajem, równały się zeru. Teraz więc rzuciły chciwe spojrzenie na panią Julską, która mówiła dalej:
— Tobie zwierzyć się mogę.
— Ma się rozumieć, mnie zwierzyć się możesz — powtórzyły błękitne okulary, pałające żądzą dowiedzenia się czegoś pe-