— Przedstawię pana odrazu — ciągnął dalej bankier — zwierzchnikowi, który zajmuje się całem mojem biurem. Od jutra rana możesz pan przychodzić.
Upłynęła chwila czasu, zanim pan Mergold stawił się na wezwanie. Naczelnik firmy tymczasem zdawał się zapominać o Wacławie, wziął z biurka papiery i zaczął przeglądać je z nadzwyczajną pilnością, jak gdyby to był interes niecierpiący zwłoki. Robił przytem na marginesie jakieś adnotacye czerwonym ołówkiem i tak był zajęty tą czynnością, iż nieuważał nawet na wejście swego głównego urzędnika, jakkolwiek drzwi były wprost jego oczu.
Pan Mergold, widząc zajęcie pryncypała, zatrzymał się w pewnej odległości od biurka i oczekiwał, nie mówiąc słowa, na to, co mu będzie poleconem. Widocznie pomiędzy zwierzchnikiem a podwładnymi istniała ścisła etykieta.
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/393
Ta strona została skorygowana.
387