tysięcy, które Jasiennicki daje za córką. Procent ten wyrównywałby zaledwie mojej emeryturze...
— Ależ cioci emerytura stanowi wielki majątek — zawołała Teodyzya, której ciotka wydawała się ideałem bogactwa.
— Tak sądzisz? — odparła przeciągle starsza kobieta. — Zapewne masz słuszność, dla mnie to było majątkiem i musiało mi starczyć, bo odsunęłam się od świata i żyję w zaciszu... Czyż mogłaś jednak sądzić, że takie liche położenie gotuję dla swego jedynaka? On musi być potężny, musi módz uczynić to, czego zapragnie. Wszystkich oczy muszą się zwracać ku niemu z zazdrością. Na to go chowałam.
Była chwila milczenia.
— Nie rozumiesz tego, Dosiu — mówiła znowu — nie rozumiesz czemu nie chciałam nigdy przykuć go do specyalnej nauki. Na co mu to? Wolałam żeby kształcił się w tem wszystkiem, co za potrze-
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/66
Ta strona została skorygowana.
60