prawdziwie niepojęte. Stało się jednak, rzecz była nie do naprawienia.
Już pociąg miał ruszyć dalej, kiedy przyniesiono jej żądany indult. Miała zaledwie czas wypowiedzieć kilka słów podziękowania. Oddawca, wspólny znajomy jej i ojca Reginy, ścisnął jej ręce, mówiąc z uczuciem:
— To pięknie, to szlachetnie z państwa strony.
— Ależ — zawołała — każda na naszem miejscu to samoby uczyniła.
Odpowiedział jej coś, ale słów jego dosłyszeć nie mogła, przygłuszył je świst lokomotywy. Pociąg ruszył i miała czas przez godzinną blizko jazdę układać w myśli dalsze postępowanie.
Na stacyi zastała czekający na nią powóz. Zapytała woźnicę o zdrowie pana Jasiennickiego. Było źle bardzo; we dworze mówiono że umiera; leczyło go dwóch lekarzy a w południe przyjmował ostatnie
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom I.djvu/87
Ta strona została skorygowana.
81