stały, panna Alfonsa oddaliła się z towarzyszką, a jakkolwiek dwie te panie nienawidziły się z całego serca i okazywały to sobie przy każdej sposobności, zdawały się być teraz w najlepszej zgodzie.
Pan Bulikowski jednak i pan Fortunat nie byli tem wcale zdziwieni, przeciwnie, szeptali coś do siebie wesoło i oddalili się w zgodzie, tak samo jak owe dwie panie, z tą różnicą przecież, że zgoda ta nie była pozorną, ale rzeczywistą.
Wszystko to działo się poza plecami Reginy, którą dyrektor prowadził do pokoju zwanego jego gabinetem, gdzie załatwiał teatralae interesa.
Pokój ten, zawalony papierami od podłogi do sufitu, miał jednak dwa fotele obite skórą, której pierwotny kolor ginął, mówiąc stylem metaforycznym, w mgle czasu, a używając stylu zwyczajnego, pod warstwą brudu i pyłu, jakim ten czas obrzucił je swobodnie.
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/106
Ta strona została skorygowana.
96