Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/121

Ta strona została skorygowana.
111

— Ja nie wiem.
— No, no, nie jestem twoim spowiednikiem.
— Przysięgam, że nie wiem — powtórzyła.
I opowiedziała w kilku słowach spotkanie i natrętwo nieznajomego. A mówiła z taką szczerością i oburzeniem, iż dyrektor, który znał się na akcencie prawdy, uwierzył jej w końcu i uśmiechnął się znowu, tym razem jednak widocznie zakłopotany. Zaczynał wątpić, czy ona partyę zdobyć potrafi i ująć którego z recenzentów.
— Hm! — wyrzekł — zobaczymy, zobaczymy.
Ale ona nie umiała nawet pojąć, do czego się te słowa stosowały. Ta niedomyślność, czy też inna jaka przyczyna, zaczęły go niecierpliwić. Przecież to wszystko co mówił, co gotów był dla niej zrobić, zasługiwało na wdzięczność, na uzna-