A on tymczasem jakby odgadując jej myśli, odezwał się znowu:
— Gdybyś pani pozwoliła mi złożyć sobie wizytę, może mógłbym być pomocnym w przesłuchaniu roli. Będę odpowiadał za Zdzisława, za Beneta, za pułkownika, za kogo pani każesz.
Nie mógł widzieć szkarłatnego rumieńca na jej twarzy, ani dumnego wejrzenia, jakiem przyjęła jego propozycją. Usłyszał tylko słowa nie nacechowane bynajmniej taką surowością, jaka błyszczała w jej oczach.
— Dziękuję, mam zwyczaj uczyć się sama, a nawet przyznaję, przeszkadza mi myśl, że ktoś mnie słyszy.
Głos jej był łagodny, figlarny prawie, Regina korzystała widocznie z rad dyrektora, uczyła się i zapominała wiele.
— Pozwól pani sobie powiedzieć, że to bardzo zły zwyczaj; należy go zmienić — mówił Leon.
Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/136
Ta strona została skorygowana.
126