Strona:Waleria Marrené - Przeciw prądowi Tom II.djvu/137

Ta strona została skorygowana.
127

— Być może, pomyślę o tem, ale teraz nie mam czasu; na jutro roli nauczyć się muszę.
— A gdy się pani nauczy...
Nowy płomień oblał ją całą.
— Gdy się pani nauczy, czy nie zechcesz wyjść i poznać nasze miasto. Czas prześliczny, przyjmij mnie pani za cicerona.
— Ślicznie dziękuję, ale całą noc byłam w podróży.
— Będziesz pani lepiej spała.
I znowu piorunujące spojrzenie zwróciło się do drzwi, za któremi coraz wymowniej przemawiał pan Leon.
— Namyśl się pani; miasto śliczne. Jeżeli pani zmęczona, to pojedziemy.
Załamała ręce ruchem pełnym gniewu i oburzenia. Ale głos jej dźwięczał łagodnie, gdy przemówiła znowu: